sobota, 20 sierpnia 2016

co mogłoby się zdarzyć pod krzyżem w Lulinie...?













wybraliśmy się z Arkiem pojeździć na rowerach.
gdzieś tam, niedaleko, bez specjalnego planu. 
tak o.
mijaliśmy miasteczka i wsie, które znam,
bo wielokrotnie przez nie przejeżdżam ...
ze spuszczoną głową pochłoniętą jazdą.
i okazało się, że wcale nie znam tych miejsc!
ja tylko wiem gdzie one są.
a wystarczy się po prostu zatrzymać 
i rozejrzeć wokół a wówczas opada kurtyna
przelotności wrażeń doczesnych odsłaniając 
rzeczy, które wcześniej wydawały się
być zasłonięte zasłoną jakąś nieprzeniknioną...czy jakoś tam. 
w każdym bądź razie wystarczy wziąć mapę dowolnego
powiatu i wybrać te najbardziej niepozorne z dróg,
te malowane cienką kreską, by znaleźć ukojenie
i zanurzyć się w pejzażu i stać się jego częścią 
jak sarna żrąca coś na ściernisku...
lub motylek biały taki.
i, aby poczuć tę ulotność błogą
 nie trzeba wcale oddalać się tak bardzo od miasta
...
co oczywiście nie znaczy , że my się nie oddaliliśmy.
...
nie będzie tu opisu miejsc, dróg i punktów gastronomicznych 
bo to nie jest przewodnik turystyczny czy poradnik jakiś.
po prostu...zrób to sam (człowieku)...rozejrzyj się(człowieku)...
przejeżdżałeś (człowieku) gdzieś autem-pociągiem...
i coś cię (człowieku) zainteresowało...
przykuło twoją (człowieku) uwagę...
wsiądź na rower (człowieku...najlepiej człowieku ostre)...
 i pojedź tam (...) a reszta sama się dopisze.
i być może spotkamy się kiedyś w drodze!
pOSTRO!(człowieku)

ale...co do kroćset  mogły by mieć miejsce pod krzyżem w Lulinie?!
heh!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz